wtorek, 23 lipca 2013

dwa lata temu podali w radio informacje, że Amy już z nami nie ma. wracałam wtedy znad morza. ciężki był to powrót, szczególnie, że pokochałam Amy, jej życie i twórczość. ważne, że coś po niej pozostało. najważniejsze.

czasem zastanawiam się co pozostanie po mnie? kto jakie będzie miał wspomnienia. 

odwiedzając dziś rodzinę rozrzuconą na cmentarzu, gdy mijałam kolejne groby, z każdym krokiem przerażały mnie daty, jak mnóstwo młodych ludzi jest pochowanych obok moich wujków, czy dziadków. ilu znajomych siedzi przy ich grobach, śmieje się, mówi do nich. dziwi, boli mnie to teraz, gdy sama od paru lat doświadczam pochówku bliskich (od półtorej roku co pół roku śmierć w rodzinie, nie mówiąc o znajomych…). wcześniej, od małego odwiedzałam dziadków, wujka, kuzynkę i kuzyna… maleńkie Aniołki, które nawet nie zapłakały. byłam przyzwyczajona, że idę do A. czy J. teraz, za każdym razem boli mnie bardziej, że mogłam ich znać...

co pozostanie po mnie? chciałabym, by wiele. dlatego staram się być dobrym człowiekiem, ale boję się, że tylko mogiła na kolejnym hektarze cmentarza za wcześnie umarłych.

i pomyśleć, że całkiem niedawno ciągnęło mnie na drugą stronę światła.