serce się uspokoiło.
powiedziałam Jej, że kocham, że się zakochałam beznadziejnie właśnie w Niej. beznadziejnie - i niebeznadziejnie. nieważne. wiedziałam, że to mądra kobieta. kazała mi ochłonąć, przemyśleć. powiedziała, że emocje łatwo pomylić. dało mi to do myślenia. dodała też, że ciągle mogę liczyć na Jej pomoc, że nie okaże mi żadnych złych emocji. że będzie. po prostu. to wszystko jest bardzo dziwne. bo... ja Ją kocham całą, taką jaką jest. z wadami i zaletami. każdy uśmiech, marszczenie nosa, oczy, głos. wszystko. i może to jest tak, że potrzebowałam usłyszeć, że nic z tego nie będzie i sobie to przetłumaczyłam. jest mi teraz o wiele lepiej bywać w Jej towarzystwie niż w momencie, gdy emocje się we mnie kumulowały, a Ona nic nie wiedziała. gdybym mogła, za pomocą jakiejś magicznej różdżki, zaczarowałabym świat. Ją. Nas. i byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. ale tak nie będzie. nie żyjemy w bajce, więc cieszę się tym, że mogę z Nią przebywać, rozmawiać, śmiać się, płakać, śpiewać z Nią i dla Niej. to wszystko jest tak bardzo skomplikowane. ale lepiej być blisko osoby, którą się kocha niźli ją stracić. już zbyt wiele straciłam. nie zniosłabym kolejnej rozłąki. tłumaczę sobie też, że moje serce tak bardzo Ją kocha, bo Ona była przed i po śmierci Mamy. była obok, na wyciągnięcie ręki. blisko. tak jak powinna być najbliższa osoba. wszystkie bardzo bliskie mi osoby były, ale do Niej c o ś już czułam i moje serce jeszcze bardziej pokochało. i może to jest tak, że chciałam wypełnić pustkę po Mamie. nie wiem. jest dobrze, jak jest. a ja nadal staram się ostudzić emocje. rozmowa mi bardzo dużo daje. z moimi przyjaciółmi, z Nią, z Mamą - pani psycholog powiedziała żebym pisała do Mamci listy, a to pomaga mi przyzwyczaić się do tęsknoty.
wszystko jest takie skomplikowane, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.